sobota, 3 października 2015

Dawna miłość Magnusa

Ostatni raz spojrzała na zamknięte drzwi, przez, które wyszła Mery. Była bezbronna nie wiedziała, co zrobić. Nienawidziła tego stanu. Szukała pomocy u przyjaciela obok z marnym skutkiem. Westchnęła. Przeczesała z kołtunione włosy. Położyła się na plecach i przymknęła powieki.
                                                    * * *
Magnus pociągnął łyk whisky. Czuł wielki smutek po stracie kota.  Znalazł go martwego przy drzwiach. Nie był odrapany lub rozpłaszczony. Miał swoje lata.  Każda jego miłość mała czy duża zawsze umierała. Taka jest cenna nieśmiertelności. Rozejrzał się po salonie. Urządził go w stylu gotyku. W barwach smolistych jak jego dusza. Usłyszał pukanie do drzwiach. Odrzucił butelkę i ruszył ociężałym krokiem otworzyć drzwi. Po drodze drapał się po brzuchu. W drzwiach nikogo nie zastał. Sam mrok.
 Gdyby nie zamknięcie to by nie zauważył średniego kartona.   Swoimi kocimi oczami próbował dostrzec jakikolwiek kształt. Zabrał pudełko i wniósł je do salonu. W środku znalazł 5 kociaków. Westchnął. Machnął ręką. Kanapa, na której siedział zmieniła się na szerszą i większą ilością poduszek. Położył kociaki na sofię. Wyczarował im miseczki i podsunął żarcie. Jak głodne lwy rzuciły się na jedzenie?
-I jak ja was nazwać?- Mruknął.
Jego uwagę przykuł kot o niebieskich oczach i czarnej sierści. Od razu skojarzył mu się z dawną miłością. Alekiem Lightwood. Pamiętaj jakby to było wczoraj. Gorące pocałunki, pieszczoty…
" "Pocałuj mnie" - słowa Jace wszystko zmieniły. To, o czym od zawsze marzył, miało się spełnić, a on zrozumiał, że wcale tego nie pragnie. Runął mur kłamstw, w które Alec tak bardzo wierzył. Jace, nie dbając, że go zrani, dał mu najważniejszy prezent - prawdę. Iluzja uczucia zniknęła, dlatego młody Lightwood stał teraz, patrząc w oczy największemu iluzjoniście Brooklynu.
- Magnus... Wiesz, Jace i ja... My nie... To znaczy on... - Brwi Bane'a uniosły się w wyrazie absolutnego zdumienia. Mag zastanawiał się, czy jego młody przyjaciel dobrze się czuje.
- Może wejdziesz, Aleksandrze? - Zaproponował zatroskany.
- Tak. Nie. Nie wiem. Och, Magnusie! Posłuchaj mnie, proszę! - Ostatnie zdanie desperacko wykrzyczał.
- Ależ słucham - zapewnił coraz bardziej zaintrygowany czarodziej.
- Ja nie kocham Jace - powiedział jednym tchem. - On zaproponował mi pocałunek, a ja zrozumiałem, że wcale tego nie chcę.
Magnus, zszokowany, przestał oglądać swoje granatowe paznokcie i spojrzał na Aleca.
- To bardzo ciekawe, ale dlaczego przybiegasz właśnie do mnie, żeby podzielić się tą nowiną? - Zapytał, nie spuszczając z Nocnego Łowcy uważnego wzroku.
To było pytanie, na które Alec nie był przygotowany.
- Ja... To znaczy... Myślałem, że... - W sercu Bane'a wezbrało współczucie, gdy zobaczył zakłopotanie rumieniącego się chłopca.
- Alec - powiedział, podchodząc i dotykając lekko jego policzka. - Powiedz, o co chodzi?
W tym momencie Aleksander Lightwood, który zawsze lepszy był w czynach niż słowach, ujął twarz Magnusa w dłonie i go pocałował. Ich pierwszy pocałunek był nieuchwytny i delikatny jak spełniające się marzenie." {CYTAT Z DA}
Złapał atramentowego zwierzaka na wysokość swoich kocich oczu. Błękitne oczy patrzyły z delikatnym przerażeniem na właściciela domu.
-Czuj się zaszczycony.  Od teraz wabisz się Alec-odłożył z powrotem.
Przez kilka minut próbował wymyślić imiona dla reszty. Zirytowany wybrał numer do Stefana.
-Co..Do..Kur…?- Wybełkotał.
-Możesz rozmawiać?
-Czekaj- warknął.
Magnus usłyszał ściąganie pościeli i tupot gołych stóp o posadzkę.
-Bo, co dzwonisz do mnie o 3 nad ranem?- Syknął wściekły chłopak.
-Czemu musiałeś wstawać?- Spytał.
-Nie chciałem budzić siostry- prychnął.- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Jesteś tak samotny, że musisz do mnie dzwonić o tej porze?
-Samotny to ty zaraz będziesz jak wyślę cie do piekła.
-Dobra. To nie było miłe z mojej strony. Więc czego pragniesz?
-Właśnie dostałem kociaki może chcę jednego przygarnąć?
-Nie mam, co robić tylko kota pilnować. Czekaj. Co chcesz, Izzy? No dobra już ci daje.
-Hej!- Przywitała się Izzy.
-Cześć.
-Masz małe kotki?
-Dokładnie 5.
-Stefan weźmy kociaka! Proooooszę!- Usłyszał błaganie Isabelli.- To ode mnie zależy!- Usłyszał warknięcie Stefana.- Daj mi Magnusa!
-Nie!- Mag usłyszał szelest i komunikat przerwania połączenia.
Warknął niezadowolony. Rzucił telefon na sofę koło kotka, który ze strachu przewrócił miskę z mlekiem. Całe rudawe futerko zamoczone było w mleku.
Z ręki czarownika poleciały niebieskie iskry. Futerko wyschło. Przyjrzał się dobrze zwierzakom. Cały rudy przypominał mu szaloną Izzy. Brązowy najmniejszy z gromadki kojarzył mu się z Agnes.  Szarawy pilnujący najmłodszego Stefana. Cały biały, Simona.
To niedorzeczne, pomyślał Magnus. Zaczął kojarzyć tą czwórkę ze wszystkim.  Muzyka z telefonu zaczęła się wydobywać. -Nareszcie!-
-Magnus!- Zapiszczała Izzy, musiał odsunąć komórkę od ucha, jeśli nie chciał ogłuchnąć.- Mama powiedziała, że z wielką chęcią weźmiemy kotki! Jutro po nie przyjdziemy! Chciałam teraz, ale mama mi nie pozwoliła- powiedziała niezadowolona Izzy.
-Mogę je przywieźć. - Dla niego nie było problemu.
-Mamooo!   Magnus przywiezie nam kotki!- Z daleko usłyszał głos Stefana- Biedne zwierzaki jak Izzy zacznie je pieszczotach…
-To zaraz będę- mruknął.
Wyczarował o wiele większy karton i włożył po kolei każdego kociaka. Gdy trzymał w ręku niebieskookiego to przez chwilę się zastanawiał.  Lecz postanowił go zostawić. Zamknął resztę i wyszedł zostawiając Aleca z zabawką.
                                                      * * *
Ciało miała sztywne. Każdy ruch ją bolał. Słyszał tylko bicie swoje serca. Na pamięć znała swoje więzienie. Jakikolwiek odrobinek kurzu.
Są więzienia niewidzial­ne, jest ich bar­dzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia sys­temów i us­trojów. Te więzienia nie tyl­ko niszczą ciała, ale sięgają da­lej, sięgają duszy, sięgają głębo­ko praw­dzi­wej wolności. 
Nie miała bladego pojęcia skąd znała ten cytat. Może kiedyś jej Simon mówił a może Gabriel? Kątem oka spojrzała na nocnego łowca. Fin en, który dostał pozwolił kolorom wrócić. Nie na długo.
Na usiadła prosto. Te więzienia nie tyl­ko niszczą ciała, ale sięgają da­lej, sięgają duszy, sięgają głębo­ko praw­dzi­wej wolności.
Sięgają duszy. Co byłyby gdyby  sięgnęła do swojej duszy?- pomyślała.
-Gabriel- wychrypiała.- Podejdź najbliżej do mnie. Mam pewien pomysł.
-Co..
-Zrób to.
Posłusznie przysunął się do krat Agnes. Dziewczyna przymknęła oczy.
Kim jesteś?- spytał dziecięcy głos.
Jestem Agnes.
Wiem jak masz na imię, tylko pytam kim jesteś?
Człowiek.
Jesteś pewna? To czemu masz skrzydła?
Jakie skrzydła?
Otworzyła gwałtownie powieki. Spojrzała za siebie. Za jej pleców wystawała para wielkich, złożonych skrzydeł. Otworzyła buzie z zdziwienia.
-Ty… masz… skrzydła.. wow… Stefan nie kłamał, że jesteś anioł- szepnął.
-Gdy rozłożę skrzydła i pobiegnij do mnie. Spróbuje jakoś rozwalić tą ścianę.
-JESTEŚ PEWNA?- spytał przerażony.
-Tak -szepnęła niepewnie.
Delikatnie ruszyła skrzydłami.  Powiew podmuchu podniósł włosy dziewczyny tworząc  skomplikowaną kombinację zawijasów. Chwiejnie stanęła na nogach. Metal zazgrzytał nieprzyjemnie.
-Na trzy!
-Do..brze.
 -1…
-2…
-3!- wszystko wybuchło, tak Agnes się wydawało.
Piekielne więzienie rozgryzło się po kątach pokoju.  Gabriel podbiegł do dziewczyny, objęła go w pasie i skoczyła. Przygotowała się do zderzeniem z sufitem. Lecz uderzenie nie nastąpiło. Spojrzała zaskoczona na dziurę, która zostawiła. 
-BRAĆ JĄ!- usłyszała  wrzask siostry.
Niezdarnie poruszyła skrzydłami.  Gdy wniosła się w górę zdała od ciekawości spojrzeń chociaż była noc i księżyc był wysoko wolałaby być ostrożniejsza.  Ruszyła z Gabrielem do instytutu.  Mając nadzieje, że zdążą ostrzec  innych.
                                                       * * *
Wysiadł z karocy.  Noc zaczęła ustępować dniu. Jeszcze księżyc uparcie trzymał się wysoko. Kiwnął głową woźnicy, którą odnalazł w czasie wędrówki. Starzec uśmiechnął się serdecznie i pojechał.
Magnus spojrzał na instytut. Wiele lat minęło odkąd przekroczył próg instytutu.  Dobrze pamiętał bitwę z wyklętymi albo odprawę nocnych łowców do rodzinnego kraju. Pamiętaj smutek Aleca gdy odchodził… Pokręcił gwałtownie głową.
-Nie czas na wspomnienia- mruknął.
Zapukał do drzwi wolną ręką. Drzwi otworzyła mu podekscytowana Izzy.
-Wchodź- powiedziała radośnie.
Korytarz jak zawsze zimny oświetlony magicznymi pochodniami. Nic się nie zmieniło.
-Witaj Magnusie- powiedział właściciel.
-Witaj.
-Dzień Dobry- powiedziała radośnie Sophie.
Była podekscytowana nowiną od Izzy. Od zawsze marzyła o zwierzaku. Gdy jej przybrana córka spytała się czy mogą wziąć pod dach kociaki. Bez zastanowienia zgodziła się.
-O to kotki- podał wielkie pudło Izzy.
Delikatnie otworzyła pudełko. W oczy rozszerzyły się w radości. Sophie podeszła do córki. Odebrała pudełko i położyła je na podłodze. Ku zdziwieniu koty same wyskoczyły z domku. Jakby niby nic zaczęły się łasić do mieszkańców.
-Dziękuje!- zapiszczała jak mała dziewczyna i przytuliła czarownika.
-Nie ma za co- odwzajemnił uścisk.
-Mamo jak je nazwiemy?
-To ja już może pójdę…
-Magnus może zostaniesz na noc? Nie warto iść w taką pogodę, wypijemy herbatę jak mężczyźni- wypiął dumnie pierś, czarownik wybuchnął śmiechem.
-To zapraszam. Skarbie..
-Oprowadzimy nowych mieszkańców po domu- Sophie uśmiechnęła się serdecznie do przyszłego męża.
-Jak sobie życzysz.
Drzwi z hukiem otworzyły się  w nim pojawił się zakrwawiony Gabriel.


-Pomocy….- za jego plecami  pojawił się demon.

3 komentarze: