Ostatni raz
spojrzała na zamknięte drzwi, przez, które wyszła Mery. Była bezbronna nie
wiedziała, co zrobić. Nienawidziła tego stanu. Szukała pomocy u przyjaciela
obok z marnym skutkiem. Westchnęła. Przeczesała z kołtunione włosy. Położyła
się na plecach i przymknęła powieki.
* * *
Magnus
pociągnął łyk whisky. Czuł wielki smutek po stracie kota. Znalazł go
martwego przy drzwiach. Nie był odrapany lub rozpłaszczony. Miał swoje lata.
Każda jego miłość mała czy duża zawsze umierała. Taka jest cenna
nieśmiertelności. Rozejrzał się po salonie. Urządził go w stylu gotyku. W
barwach smolistych jak jego dusza. Usłyszał pukanie do drzwiach. Odrzucił
butelkę i ruszył ociężałym krokiem otworzyć drzwi. Po drodze drapał się po
brzuchu. W drzwiach nikogo nie zastał. Sam mrok.
Gdyby
nie zamknięcie to by nie zauważył średniego kartona. Swoimi kocimi
oczami próbował dostrzec jakikolwiek kształt. Zabrał pudełko i wniósł je do
salonu. W środku znalazł 5 kociaków. Westchnął. Machnął ręką. Kanapa, na której
siedział zmieniła się na szerszą i większą ilością poduszek. Położył kociaki na
sofię. Wyczarował im miseczki i podsunął żarcie. Jak głodne lwy rzuciły się na
jedzenie?
-I jak ja
was nazwać?- Mruknął.
Jego uwagę
przykuł kot o niebieskich oczach i czarnej sierści. Od razu skojarzył mu się z
dawną miłością. Alekiem Lightwood. Pamiętaj jakby to było wczoraj. Gorące
pocałunki, pieszczoty…
"
"Pocałuj mnie" - słowa Jace wszystko zmieniły. To, o czym od zawsze
marzył, miało się spełnić, a on zrozumiał, że wcale tego nie pragnie. Runął mur
kłamstw, w które Alec tak bardzo wierzył. Jace, nie dbając, że go zrani, dał mu
najważniejszy prezent - prawdę. Iluzja uczucia zniknęła, dlatego młody
Lightwood stał teraz, patrząc w oczy największemu iluzjoniście Brooklynu.
- Magnus... Wiesz, Jace i ja... My nie... To znaczy on... - Brwi Bane'a uniosły się w wyrazie absolutnego zdumienia. Mag zastanawiał się, czy jego młody przyjaciel dobrze się czuje.
- Może wejdziesz, Aleksandrze? - Zaproponował zatroskany.
- Tak. Nie. Nie wiem. Och, Magnusie! Posłuchaj mnie, proszę! - Ostatnie zdanie desperacko wykrzyczał.
- Ależ słucham - zapewnił coraz bardziej zaintrygowany czarodziej.
- Ja nie kocham Jace - powiedział jednym tchem. - On zaproponował mi pocałunek, a ja zrozumiałem, że wcale tego nie chcę.
Magnus, zszokowany, przestał oglądać swoje granatowe paznokcie i spojrzał na Aleca.
- To bardzo ciekawe, ale dlaczego przybiegasz właśnie do mnie, żeby podzielić się tą nowiną? - Zapytał, nie spuszczając z Nocnego Łowcy uważnego wzroku.
To było pytanie, na które Alec nie był przygotowany.
- Ja... To znaczy... Myślałem, że... - W sercu Bane'a wezbrało współczucie, gdy zobaczył zakłopotanie rumieniącego się chłopca.
- Alec - powiedział, podchodząc i dotykając lekko jego policzka. - Powiedz, o co chodzi?
W tym momencie Aleksander Lightwood, który zawsze lepszy był w czynach niż słowach, ujął twarz Magnusa w dłonie i go pocałował. Ich pierwszy pocałunek był nieuchwytny i delikatny jak spełniające się marzenie." {CYTAT Z DA}
- Magnus... Wiesz, Jace i ja... My nie... To znaczy on... - Brwi Bane'a uniosły się w wyrazie absolutnego zdumienia. Mag zastanawiał się, czy jego młody przyjaciel dobrze się czuje.
- Może wejdziesz, Aleksandrze? - Zaproponował zatroskany.
- Tak. Nie. Nie wiem. Och, Magnusie! Posłuchaj mnie, proszę! - Ostatnie zdanie desperacko wykrzyczał.
- Ależ słucham - zapewnił coraz bardziej zaintrygowany czarodziej.
- Ja nie kocham Jace - powiedział jednym tchem. - On zaproponował mi pocałunek, a ja zrozumiałem, że wcale tego nie chcę.
Magnus, zszokowany, przestał oglądać swoje granatowe paznokcie i spojrzał na Aleca.
- To bardzo ciekawe, ale dlaczego przybiegasz właśnie do mnie, żeby podzielić się tą nowiną? - Zapytał, nie spuszczając z Nocnego Łowcy uważnego wzroku.
To było pytanie, na które Alec nie był przygotowany.
- Ja... To znaczy... Myślałem, że... - W sercu Bane'a wezbrało współczucie, gdy zobaczył zakłopotanie rumieniącego się chłopca.
- Alec - powiedział, podchodząc i dotykając lekko jego policzka. - Powiedz, o co chodzi?
W tym momencie Aleksander Lightwood, który zawsze lepszy był w czynach niż słowach, ujął twarz Magnusa w dłonie i go pocałował. Ich pierwszy pocałunek był nieuchwytny i delikatny jak spełniające się marzenie." {CYTAT Z DA}
Złapał
atramentowego zwierzaka na wysokość swoich kocich oczu. Błękitne oczy patrzyły
z delikatnym przerażeniem na właściciela domu.
-Czuj się
zaszczycony. Od teraz wabisz się Alec-odłożył z powrotem.
Przez kilka
minut próbował wymyślić imiona dla reszty. Zirytowany wybrał numer do Stefana.
-Co..Do..Kur…?-
Wybełkotał.
-Możesz
rozmawiać?
-Czekaj-
warknął.
Magnus
usłyszał ściąganie pościeli i tupot gołych stóp o posadzkę.
-Bo, co
dzwonisz do mnie o 3 nad ranem?- Syknął wściekły chłopak.
-Czemu
musiałeś wstawać?- Spytał.
-Nie
chciałem budzić siostry- prychnął.- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Jesteś
tak samotny, że musisz do mnie dzwonić o tej porze?
-Samotny to
ty zaraz będziesz jak wyślę cie do piekła.
-Dobra. To
nie było miłe z mojej strony. Więc czego pragniesz?
-Właśnie
dostałem kociaki może chcę jednego przygarnąć?
-Nie mam, co
robić tylko kota pilnować. Czekaj. Co chcesz, Izzy? No dobra już ci daje.
-Hej!-
Przywitała się Izzy.
-Cześć.
-Masz małe
kotki?
-Dokładnie
5.
-Stefan
weźmy kociaka! Proooooszę!- Usłyszał błaganie Isabelli.- To ode mnie zależy!-
Usłyszał warknięcie Stefana.- Daj mi Magnusa!
-Nie!- Mag
usłyszał szelest i komunikat przerwania połączenia.
Warknął
niezadowolony. Rzucił telefon na sofę koło kotka, który ze strachu przewrócił
miskę z mlekiem. Całe rudawe futerko zamoczone było w mleku.
Z ręki
czarownika poleciały niebieskie iskry. Futerko wyschło. Przyjrzał się dobrze
zwierzakom. Cały rudy przypominał mu szaloną Izzy. Brązowy najmniejszy z
gromadki kojarzył mu się z Agnes. Szarawy pilnujący najmłodszego Stefana.
Cały biały, Simona.
To
niedorzeczne, pomyślał Magnus. Zaczął kojarzyć tą czwórkę ze wszystkim.
Muzyka z telefonu zaczęła się wydobywać. -Nareszcie!-
-Magnus!-
Zapiszczała Izzy, musiał odsunąć komórkę od ucha, jeśli nie chciał ogłuchnąć.-
Mama powiedziała, że z wielką chęcią weźmiemy kotki! Jutro po nie przyjdziemy!
Chciałam teraz, ale mama mi nie pozwoliła- powiedziała niezadowolona Izzy.
-Mogę je
przywieźć. - Dla niego nie było problemu.
-Mamooo!
Magnus przywiezie nam kotki!- Z daleko usłyszał głos Stefana-
Biedne zwierzaki jak Izzy zacznie je pieszczotach…
-To zaraz
będę- mruknął.
Wyczarował o
wiele większy karton i włożył po kolei każdego kociaka. Gdy trzymał w ręku
niebieskookiego to przez chwilę się zastanawiał. Lecz postanowił go
zostawić. Zamknął resztę i wyszedł zostawiając Aleca z zabawką.
* * *
Ciało miała
sztywne. Każdy ruch ją bolał. Słyszał tylko bicie swoje serca. Na pamięć znała
swoje więzienie. Jakikolwiek odrobinek kurzu.
Są więzienia
niewidzialne, jest ich bardzo wiele. Są więzienia, w których
ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia systemów i ustrojów.
Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej, sięgają
duszy, sięgają głęboko prawdziwej wolności.
Nie miała
bladego pojęcia skąd znała ten cytat. Może kiedyś jej Simon mówił a może
Gabriel? Kątem oka spojrzała na nocnego łowca. Fin en, który dostał pozwolił
kolorom wrócić. Nie na długo.
Na usiadła
prosto. Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej,
sięgają duszy, sięgają głęboko prawdziwej wolności.
Sięgają
duszy. Co byłyby gdyby sięgnęła do swojej duszy?- pomyślała.
-Gabriel-
wychrypiała.- Podejdź najbliżej do mnie. Mam pewien pomysł.
-Co..
-Zrób to.
Posłusznie
przysunął się do krat Agnes. Dziewczyna przymknęła oczy.
Kim jesteś?-
spytał dziecięcy głos.
Jestem
Agnes.
Wiem jak
masz na imię, tylko pytam kim jesteś?
Człowiek.
Jesteś
pewna? To czemu masz skrzydła?
Jakie
skrzydła?
Otworzyła
gwałtownie powieki. Spojrzała za siebie. Za jej pleców wystawała para wielkich,
złożonych skrzydeł. Otworzyła buzie z zdziwienia.
-Ty… masz…
skrzydła.. wow… Stefan nie kłamał, że jesteś anioł- szepnął.
-Gdy rozłożę
skrzydła i pobiegnij do mnie. Spróbuje jakoś rozwalić tą ścianę.
-JESTEŚ
PEWNA?- spytał przerażony.
-Tak
-szepnęła niepewnie.
Delikatnie
ruszyła skrzydłami. Powiew podmuchu podniósł włosy dziewczyny
tworząc skomplikowaną kombinację zawijasów. Chwiejnie stanęła na nogach.
Metal zazgrzytał nieprzyjemnie.
-Na trzy!
-Do..brze.
-1…
-2…
-3!-
wszystko wybuchło, tak Agnes się wydawało.
Piekielne
więzienie rozgryzło się po kątach pokoju. Gabriel podbiegł do dziewczyny,
objęła go w pasie i skoczyła. Przygotowała się do zderzeniem z sufitem. Lecz
uderzenie nie nastąpiło. Spojrzała zaskoczona na dziurę, która zostawiła.
-BRAĆ JĄ!-
usłyszała wrzask siostry.
Niezdarnie
poruszyła skrzydłami. Gdy wniosła się w górę zdała od ciekawości spojrzeń
chociaż była noc i księżyc był wysoko wolałaby być ostrożniejsza. Ruszyła
z Gabrielem do instytutu. Mając nadzieje, że zdążą ostrzec innych.
* * *
Wysiadł z
karocy. Noc zaczęła ustępować dniu. Jeszcze księżyc uparcie trzymał się
wysoko. Kiwnął głową woźnicy, którą odnalazł w czasie wędrówki. Starzec
uśmiechnął się serdecznie i pojechał.
Magnus spojrzał
na instytut. Wiele lat minęło odkąd przekroczył próg instytutu. Dobrze
pamiętał bitwę z wyklętymi albo odprawę nocnych łowców do rodzinnego kraju.
Pamiętaj smutek Aleca gdy odchodził… Pokręcił gwałtownie głową.
-Nie czas na
wspomnienia- mruknął.
Zapukał do
drzwi wolną ręką. Drzwi otworzyła mu podekscytowana Izzy.
-Wchodź-
powiedziała radośnie.
Korytarz jak
zawsze zimny oświetlony magicznymi pochodniami. Nic się nie zmieniło.
-Witaj
Magnusie- powiedział właściciel.
-Witaj.
-Dzień
Dobry- powiedziała radośnie Sophie.
Była
podekscytowana nowiną od Izzy. Od zawsze marzyła o zwierzaku. Gdy jej przybrana
córka spytała się czy mogą wziąć pod dach kociaki. Bez zastanowienia zgodziła
się.
-O to kotki-
podał wielkie pudło Izzy.
Delikatnie
otworzyła pudełko. W oczy rozszerzyły się w radości. Sophie podeszła do córki.
Odebrała pudełko i położyła je na podłodze. Ku zdziwieniu koty same wyskoczyły
z domku. Jakby niby nic zaczęły się łasić do mieszkańców.
-Dziękuje!-
zapiszczała jak mała dziewczyna i przytuliła czarownika.
-Nie ma za
co- odwzajemnił uścisk.
-Mamo jak je
nazwiemy?
-To ja już
może pójdę…
-Magnus może
zostaniesz na noc? Nie warto iść w taką pogodę, wypijemy herbatę jak mężczyźni-
wypiął dumnie pierś, czarownik wybuchnął śmiechem.
-To
zapraszam. Skarbie..
-Oprowadzimy
nowych mieszkańców po domu- Sophie uśmiechnęła się serdecznie do przyszłego
męża.
-Jak sobie
życzysz.
Drzwi z
hukiem otworzyły się w nim pojawił się zakrwawiony Gabriel.
-Pomocy….-
za jego plecami pojawił się demon.
Boźe !
OdpowiedzUsuńPisz szybko koljeny !!!!!!!!
Boże! *
OdpowiedzUsuńPisz szybko kolejny ! ***
No nie wierze... Czemu z takim momencie? -.- :*
OdpowiedzUsuń