piątek, 27 listopada 2015

Bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze

Kochani muszę wam powiedzieć, ze to jest przed ostatni rozdział.  Mam nadzieje, że skomentujecie go jak należy :P xD
=====================================
Czy ja umarłam?
Takie pytanie nawiedziło Agnes gdy otworzyła oczy i ujrzała biały pokój.  Leżała na brzuchu, obróciła się na plecy i wstała. Miała dalej czarną sukienkę, która była lepka od krwi.
Czyja to krew?
Gdzie ja jestem do cholery?
Obróciła się wokół osi.  Ruszyła na północ, miała nadzieje, że dotrze do drzwi lub jakieś ściany.  Raz szła, raz biegła. A nieskończoność  śmiało się z niej. Prychnęła wkurzona i usiadła. Próbowała sobie przypomnieć zdarzenia z minionego wieczora. Nie wiedziała, czy jest kolejny dzień bądź tydzień.  Chciała krzyknąć lecz z jej ust wychodziło żadne słowo.
Ja chyba umarłam. No pięknie.
***

Stefan przytulał martwe ciało dziewczyny do siebie. Nie docierało do niego, że Agnes umarła. To nie może być prawda!- krzyczał do siebie.
-Stefan musi jej zabrać ciało. Ciszy Bracia muszą ją pochować- szepnął Gabriel.
-Nie możecie zabrać jej ciało. Została przelana krew więc ona leży do Nas- powiedziała dumnie królowa.
-Nie może pani!- warknął Simon.
-Jedno z was musi zostać jeśli chcecie zabrać ją- wskazała na Agnes- Ale nie wiem po co wam to. Ona i tak już nie żyje. Jest martwa i zimna.
-Ale..- zaczęła Izzy.
-Lepiej stąd idźcie bo moja straż zrobi z was porządek.
-Królowa ja zostanę- wyszła z cienia Nora.
Czuja się winna. Zabiła niewinną dziewczyną. Simon ją nienawidził nie miała już nikogo. Zerknęła na Simona mając nadzieje, że sprzeciwi się temu lecz ten patrzył na Stefana ze smutkiem.
-Straże brać ją- machnęła ręką- A wy. Jesteście wolni.
                                               ***
Instytut zbliżał się do nich za szybko. Stefan szedł z tyłu patrząc jak Simon niesie.  Gabriel przytulał Izzy szepcząc coś jej do ucha. Ona jedynie kiwała głową i wycierała łzy. Straciła jedyną przyjaciółkę. Kopnął kamyk, który przeleciał przez całą ulicę prosto w śmietnik.
-Stefan?
-Co?- burknął, nie miał żadnej ochoty z nikim rozmawiać.
-Powiesz wszystko tacie i mamie?
-Dobra. Simon.
-Słucham?- spytał nie odwracając się.
-Zanieś ją do pokoju- z ledwością wypowiedział te słowa- Spakuj od razu jej rzeczy.
-Po co?- spytał zaskoczony.
-Po śmierci każdego nocny łowcy-zaczął tłumaczyć Gabriel- pakuje się i pali ubrania aby rodzina zmarłego mogła szybciej zapomnieć o bliskim.
-To straszne.- powiedział po dłuższej chwili.
-Trochę- stwierdziła Izzy.
Stefan wyprzedził wszystkich bo miał dosyć tej rozmowy. Skierował się od gabinetu ojca i bez pukania wszedł do pokoju. Ojciec jak zwykle przeglądał papiery i wraz ze swoją nową narzeczoną. Już za dwa tygodnie miała mieć wstąpienie i nałożenie run miłości. Chłopak pozazdrościł ojcu. Znalazł miłość swojego życia, a on? Został sam. Nie udało mu się uratować kogoś na kim mu zależało.

Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym.
Teraz zrozumiał ten cytat aż za bardzo.
Miłość go zniszczyła.
-Dobrze, że jesteś. Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość.
-Ojcze…
-Agnes…
-Ojcze…
-Nie jestem twoją siostrą. W wolnym  czasie poszperałem ze swojej młodości to był tylko przypadek i termin Simona o wstąpienie został przeniesiony na jutro.
-Ojcze…
-Tak?- spytał wesoły.
-Agnes… nie żyje.
-Co?!- poderwała się Sophie.
Stefan opowiedział co się wydarzyło . Zaszkliły się mu oczy gdy opowiedziana przez niego historia dobiegała końca.
-Zaraz.. zawiadomię cichy braci. Idź się przebrać, wykąpać. Pogrzeb będzie dzisiaj nie warto zwlekać.- westchnął i przeczesał włosy.
Sophie podeszła do syna i przytuliła go. Pozwalając mu się wypłakać. Zdała sobie sprawę jaki ból czuł chłopak sama raz straciła kogoś bliskiego. Głaskała go po plecach szepcząc kłamstwa. Wszystko będzie dobrze… Zapomnisz… To mi nie.
                                                    ***
Leżała na plecach i patrzyła w białą przestrzeń, która nie miała końca.
Nie mogę tak bez czynnie siedzieć.
-No właśnie nie możesz- poderwała się gwałtownie szukając nadawcy.
-Alex?- zdołała wypowiedzieć.
-We własnej osobie- stanął przed nią normalny chłopak.
Alex był średniej wielkości.  Posiadał brązowe włosy i oczy, która troskliwie na nią patrzyły. Ubrany w białe spodnie i koszulkę. Niczego nie rozumiała. Nigdy nie widziała Alexa w żywej postaci.
-Zaskoczona?- kiwnęła głową nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa.- Za nim pogadamy zmieni ci ubrania- strzelił palcami.
Czarna obcisła sukienka zmieniła się w śnieżnobiałą koszule i spodnie. Szpilki Izzy zmieniły się wygodne trampki. Kiwnęła w podziękowaniu.
-To na samym początku zadam ci pytanie. Jak ci się podobam?
-Wyglądasz…
-Nieziemsko?
-Jak chcesz.- wzruszyła ramionami.
-A gdzie moje maniery!- znów strzelił palcami.
Przed nimi pojawiła się kanapa i stolik. Chłopak usiadł i poklepał miejsce obok siebie. Niechętnie usiadła koło niego.
-To gdzie ja jestem?- spytała.
-A to dobre pytanie.
                                          ***
STEFAN
Stefan skierował się do pokoju.  Wziął czyste ubrania skierował do łazienki. Ściągnął brudne ubrania i wrzucił do kosza. Odkręcił korek puszczając gorącą wodę. Przyziemnemu woda mogła uszkodzić skórę do 3 stopnia lecz chłopakowi to nie przeszkadzało.   Cieszył się z tego, że czuł ból.  Wiedział chociaż, że po części żyje. Tyle jego.  Wyszorował się porządnie chcą zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Westchnął. Zakręcił korek i sięgnął po ręcznik, który  leżał na półce. Wytarł staranie ciało, nie będąc przy tym  delikatnym. Ubrał białe ubrania i skierował się do salonu .
ISABELLA
Wygoniła Simona i Gabriela. Zajęła się przyjaciółką. Ściągnęła jej zakrwawioną sukienkę, którą wrzuciła do kosza.  Zauważyła, że rana zadana przez Mery była zamknięta. Jakby nikt dziewczyny nie ruszył. Zaskoczona Izzy zakryła dłonią usta. Lecz szybko się opamiętała. Podniosła ciało dziewczyny i skierowała do łazienki gdzie ją umyła i przebrała w białe rzeczy. Ubraną i wykąpaną dziewczynę ułożyła na łóżku. Przykryła kocem jakby wyglądało, że zasnęła… na zawsze.
Dalej nie mogła zrozumieć czemu rana, która zadała Mery nie była na klatce przyjaciółki.  Wzruszyła leniwie ramionami i skierowała się do pokoju do przygotowania się do pogrzebu.
GABRIEL
Wszedł do pokoju i od razu skierował się  półki gdzie leżała szkatułka z narkotykiem. Wyciągnął łyżeczkę i nabrał narkotyku i wsypał. Zawsze miał przygotowaną szklankę nigdy nie było wiadomo kiedy będzie potrzebował fin ein.  Mieszał aż woda zmieniła się na kolor fioletowy. Wypił napój dwoma łykami. Wytarł dłonią usta i skierował się do łazienki. Musiał się przygotować do pogrzebu.  Za nim pójdzie do łazienki chciał zajść do parabatai zapytać jak się czuje lecz nie musiał.
AGNES
-Nie rozumiem- spojrzała w brązowe oczy Alexa i ujrzała Stefana, zamrugała kilkakrotnie dopóki obraz chłopaka nie zniknął z oczu Anioła stróża.
-Ja też.
-Ale ty pomocny.
-Żartowałem. Jesteśmy w twojej głowie.
-Fajnie chcę się wydostać i wrócić do świata żywych.
-To nie takie proste. Najpierw musze ci wszystko wytłumaczyć    a potem będziesz walczyć.
-Walczyć?- spytała z przerażeniem.
-Agnes- spojrzał na nią poważnie- Ten dzień już nadszedł. Jutro wojska Mery ruszą na Alicante.
-Ale nocni łowcy nie dadzą sobie rady sami!
-Wiem! Jak myślisz co robiłem przez te wszystkie dni gdy się nie odzywałem?
-Werbowałeś każdego przyziemnego?
-Brawo. 10 punktów dla Agnes.
-Udało ci się?
-Tak z pomocą czarowników przenosimy każdego wilkołaka, wampira, faire i inne stworzenia na pola Alicante.
-A konsul wie?
-Tak musiałem mu powiedzieć. Jak myślisz to nie było podejrzane, że podziemny nagle stanęli na polach Idrysu?
-A dzieci? Przecież nie mogą walczyć!
-Wszystkie dzieci i osoby starsze, które nie mogą walczyć zostaną zaraz przeniesione do wszystkich instytutów.
-Wszystko zapięte na ostatni guzik.- kiwnął radośnie głową.
-A starczy broni?!
-Agnes spokojnie. Żelazne siostry i czarownice pracują dzień i noc aby wyrabiać miecze dla nocnych łowców i przyziemnych.
-Alex ja muszę walczyć!
-I będziesz! Zrozum to, że gdy się obudzisz ja będę już zwykłym chłopakiem a ty anielicą. Mogę dalej cie chronić ale nie będzie to skuteczne jak wcześniej.
-A..jak ją mam zabić?
                                                          ***  
WŁAŚCICIEL INSTYTUTU.
Ciszy Bracia weszli na korytarz. Po Hausie przeszedł nieprzyjemny  dreszcz.  Z cichymi braćmi miał złe wspomnienia.
Gdzie jest dziewczyna?
-Eliaszu zaprowadzę was- kiwnęli głowami i ruszyli za właścicielem instytutu .
Gdy byli przed drzwiami dziewczyny ściągnęli kaptury. Właściciel przemknął głośno ślinę.  Widok zaszytych ust i oczu był okropny.
Proszę nas zostawić samych. Musimy narysować na ciele runy, który zwykły nocny łowca nie powinien widzieć.
-Dobrze- odsunął się robiąc miejsce dla  4 cichych braci.
Weszli zostawiając  samego Kacpra, który bił się ze swoimi myślami.
ISABELLA
Ubrana w długa, białą suknie powędrowała do salonu gdzie zastała wszystkich. Stefana patrzący w jakiś punkt głaszcząc kota, który wskoczył mu na kolana. Simona leżącego z kotem na karku. Gabriela, który bawił się z dwójką kociaków. Uniosły się jej kąciku ust. Podeszła do chłopaka i usiadła zabierając po drodze parę kociaków. Swoją małą wojnę rozpoczęli na ubraniach nocnych łowców. Westchnęła. Oparła się o Gabriela, który objął w talii. Spojrzała smutno na Stefana i Simona. Stracili osobę, która była dla nich bardzo ważna. Simon przyjaciółkę. Stefan siostrę.
-Muszę wam coś powiedzieć- przerwał ciszę Stefan.
-Słuchamy- powiedziała parabatai.
-Agnes nie była moją siostrą zaszła pomyłka.
Izzy wytrzeszczyła oczy. Powinna skakać z radości z tej nowiny, która zmieniła całe życie brata ale był mały problem.
CISZY BRACIA
Stanęli przed łóżkiem dziewczyny, która wyglądała jakby spała.
Matanie.
Wyciągnął stele i skierował swoją dłoń na ramie dziewczyny lecz jakaś siła go odepchnęła przez co Matan uderzył głową o szafę, kaptur spadł mu na głowę zakrywając twarz rannego.
Eliaszu co to może być?- spytał Ranell.
Wydaje mi się, że dziewczyna nie umarła tylko czeka.
Więc co robimy Eliaszu…?
Zabierzcie Matana do powozu ja odpowiem na pytania właściciela.
Ranell i Zachariasz zabrali Matana z pokoju dziewczyny do powozu. Eliasz przyjrzał się z bliska dziewczynie. Nagle Agnes złapała gwałtownie powietrzne i uniosła powieki. Widząc cichego brata wydała z siebie przeraźliwy krzyk.
AGNES
-Wszystko w swoim czasie.
-Aleksie nie męcz już dziewczyny- przed nimi pojawił się anioł  Razjel.
Agnes wiele razy widziała obrazy Razjela ale żaden nie uchwycił piękno anioła.  Miał delikatne rysi, kręcone włosy i duże potężne skrzydła.
-Wybacz Razjelu- ukłonił się Aleks.
-Witaj Agnes- mogła tylko kiwnąć głową- Anioły od dłuższego czasu chciały cie spotkać.
-Ale my tu jesteśmy sami.
-Mylisz się- uśmiechnął się- Oni tu są ale ty ich nie widzisz.
-Aha.- wydusiła.
- Znasz swoją misje Agnes?
-Mam zabić Mery.
-To nie do końca twój cel.
-A coś jest jeszcze?
-Naturalnie. Masz uratować pewnego chłopaka.
-Jak on się zwie Razjelu?
-Stefan Haus znasz go bardzo dobrze-zaczerwieniła się.
-Jak go mam uratować Razjelu?
-Pragnę abyś przebiła serce siostry tym mieczem- podał dziewczynę miecz, który wydawał się jej ciężki lecz okazał się letki jak piórko- I krwią siostry na mieczu przebiła serce chłopaka, które wypali truciznę.
-Razjelu czemu zależy ci na uratowaniu zwykłego chłopaka?- Dziewczyna była szczęśliwa bo mogła uratować swojego ukochanego.
-W chłopcu płynie anielska krew tłumiona przez demona, jeśli wypali się trucizna płynąca w Stefanie, demon zginie raz na zawsze.
Agnes spojrzała na miecz, który trzymała w dłoniach. Nagle na ostrzu pojawiły się słowa.
Bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze
-Nie rozumiem- powiedziała.
-Już wkrótce zrozumiesz- powiedział smutno.
Poczuła ostry ból w klatce piersiowej. Straciła równowagę i uderzyła tyłem głowy o posadzce.
                                          ***
STEFAN
Usłyszał przeraźliwy krzyk. Bez zastanowienia rzucił kota i pobiegł do pokoju Agnes. Odepchnął cichego brata i złapał dziewczynę za ramiona, która cały czas krzyczała.
-Agnes spokojnie to ja!- złapała oddech i spojrzała na Stefana.
Ciężar spad mu z serca.  Miał ochotę ją pocałować, przytulić i ukryć przed światem, którą ją skrzywdził.
-Stefan..- przytuliła się do niego.
Wdychała zapach, który prawie został przez nią zapomniany.
-Agnes ty żyjesz…- szepnął i pocałował ją we włosy – Ty żyjesz ty naprawdę żyjesz.
-Stefan boże ja cię kocham- wydusiła w końcu.
-To dobrze, bo nie jesteśmy rodzeństwem- odsunęła się od niego.
-Naprawdę! Właśnie dowiedziałem- uśmiechnęła się szeroko.
Stefan przyciąga do siebie Agnes. Ich usta spotykają się i rozpoczynają namiętną chwilę.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam ale też chcę się przywitać- odsunęli się od siebie niechętnie.
-Izzy, Gabriel- przytuliła do siebie przyjaciółkę, przybiła piątkę z Gabriel.
-Gdzie Simon?- spytała szukając wzrokiem chłopaka.
-Był w salonie…
-Tu jestem- do pokoju wszedł nieszczęśliwy Simon.
-Cześć.
-Cześć . Możemy porozmawiać na osobności?
-Oczywiście- spojrzała na niego zaskoczona.
-Stefan, Gabriel chodźmy powiedzieć rodzicom.
-Dobra- trójka wyszła z pokoju.
-Co się stało?
-Chciałem ci przeprosić. Za pocałunek, Norę i w ogóle.
-Simon nic ci się nie stało. Ale wybacz nie mogę cie kochać bo moje serce należy do kogoś innego.
-Wiem- odpowiedział smutno- Nie mógłbym być dziewczyną, która cały czas narzeka.
-No wiesz co- wybuchnęła śmiechem.
-Zostaniesz moim parabatai? Kurde nie ma jeszcze znaków.
-Jasne- uśmiechnęła się.-Ale najpierw nałożę ci znaki.
Podał jej stele. Chwyciła ją pewnie . Simon ściągnął koszulkę.  Czubkiem steli narysowała podstawowe znaki każdego nocnego łowcy. A końcu na piersi po prawej stronie runę parabatai. Zamrugał kilkakrotnie.
-Co się stało? – spytała zaniepokojona.
-Nie nic. Chyba. Daj mi stele-oddała mu narzędzie i wskazała gdzie rysować. Na ramieniu bo akurat było miejsce na jaki kol wiek znak . Kiwnęła głową. Schował  stele i ubrał koszulkę.
Kurde ale ze mnie idiotka on nie ma w sobie krwi anioła mógł umrzeć. Ale jego mama była nocnym łowcą wiem miał krew anioła. Uf… Agnes myśl czasem  do cholery jasnej!
Do pokoju wbiegła Izzy.
-Musimy natychmiast opuścić instytut Idrys jest  atakowany.
Zerwali się gwałtownie, Agnes obróciła się i zabrała z łóżka miecz, która dostała od Razjela.
W salonie było dużo dzieci od 2-15 lat.
-Agnes dobrze, że jesteś- przytuliła mnie Sophie.-Nie możemy ich ogarnąć.
-Słuchajcie mnie wszyscy!-  wrzasnęła , wszystkie oczy skierowały się na mnie.- Każdy kto nie ma 18 lat idzie teraz z Izzy- pokazała ręką na przyjaciółkę- Zaprowadzi was do pokoi. Macie nie wychodzić z instytutu dopóki ktoś z nas przyjdzie albo jakiś rodzić. Rozumiecie?- kiwnęli głową.
Izzy machnęła ręką.  Ponad 200 dzieciaków ruszyło na brunetką.
-Agnes witam- przed nią pojawił się Magnus.
-Witaj Magnusie. Dużo tych dzieci.
-Będzie coraz więcej- spojrzał na tłum dzieci, które powoli wychodziły z Sali.
-Wiadomo ile?
 -Nie wiadomo. Każde każdy młody nocny łowca do wieku 18 został przysłany do najbliższego instytutu.  Tutaj jest to część. Razem z Ragnorem musieliśmy powiększać pokoje i dostawiać łóżka.
-Agnes podejdź tu- machnął ręką Haus.
Ścisnęła mocniej miecz i skierowała się do właściciela. Koło niego stali mieszkańcy domu.
-Skąd masz ten miecz?
-Dostałam od…
-Agnes!- odwróciła  się i zobaczyła Aleksa, która wybiegł do salonu.
-Aleks! Gdzie byłeś ty tępy baranie?!
-Właśnie zostałem zrzucony przez Razjela na koniec Brooklynu, taki jego żarcik. I tak mnie witasz.
-Sorry.
-Kto jest?- warknął  wkurzony Stefan.
-Alex mój anioł stróż w człowieczej postaci.
-Teraz nie mamy czasu na pogaduchy. Magnus kiedy portal będzie otwarty?
-Teraz- puścił oczko właścicielowi.
-Już jestem- dobiegła do nich Izzy- Marek, Darek i Jarek będą przyprowadzali dzieciaków gdy przyjdą do instytutu.
-Dobra wchodzimy! Prędko! Magnus? Idziesz z nami?- kiwnął głową.
Stefan złapał za rękę Agnes i wbiegli do portalu a za nim Alex oraz Magnus.
Alicante zmieniła się od pobytu Agnes. Wszędzie biegali nocni łowcy, którzy podawali broń przyziemny. Matko prowadziły dzieci do portalu. A nastolatki, które uparły się szły na bitwę.  Cieszyła się z dużego światła, które dawały lampy w stolicy.
Po doradzę rysowali sobie runy wszyscy oprócz Magnusa i Agnes.
-Ładny mieczyk- powiedział Magnus gdy zbliżali się do pól Idrysu.
-Dziękuje. Dostałam od…
-Agnes!- zawołał ją Stefan
-Do jasnej cholery- warknęła.
-Masz- podał jej kilka sztyletów.
-Agnes!
Jeśli raz ktoś powie moje imię to go zabije!.
-Słucham?- warknęła.
-Rozwiń skrzydła i zobacz co się dzieje na górze.
-Jak niby?
-Pomyśl.
Zamknęła oczy. Chcę skrzydła. Chcę skrzydła. Chcę skrzydła. Otworzyła oczy i ujrzała za sobą parę skrzydeł. Machnęła nimi. Uśmiechnęła się. Alex kiwnął górę. Poderwała się i pięła się coraz bliżej.
-Co widzisz?- spytała Gabriel.
-Przyziemni się zbierają. Jest ich coraz więcej.
Bardzo dobrze widziała jak dzieci księżyca z człowieka zmienią się w wilka. Wampiry wysuwają kły. Faire zasiadają na konie wraz z nocnymi łowcami.
-Agnes gdy zobaczysz Mery. Nie atakuj od razu tylko poczekaj aż część demonów zginie. Gdy będzie blisko siebie utworzy się krąg. Jeden na jeden. Masz tylko jedno podejście.
-Wiem- podleciała do Stefana.
-Kocham cie mój aniołku.
- Kocham mój diabełku- parsknął.
-Uważaj na siebie.
-A ty się nie daj zabić bo ja cię zabije.
-Pędem! Znajdzie jakie wolne konie!
-Panie Hausie na wilkołakach można jechać chociaż przez chwilę. Będą mogli nocny łowcy zrównać się  z wampirami i faire…!- krzyknęła Agnes gdy była na górze.
-Dobra! Powiem to konsulowi.
    Agnes wzrokiem objęła całe pole. Demony zaczęły się gromadzić z jednej strony. Próbowała odnaleźć swoją złą bliźniaczkę gdy ją zobaczyła. Miała na sobie czarne ubrania, które koloryzowały się z skrzydłami.  Uśmiechnęła się. Machnęła ręką zachęcająco. Walkę czas zacząć.
Demon ruszyły na przyziemnych i Nelfin. Uniosła miecz i zaczęła atakować latające demony. Zorientowała się, że czarownicy tacy jak Magnus lub Ragnor stali z tyłu trzymając uniesione  dłonie.  Wampiry i wilkołaki wystartowali pierwsi (bo byli najszybsi). Faire, które było na koniach wraz z nocnymi łowcami wystartowała jako drugie. A ci nelfinie, który byli pieszo biegli jako ostatni. Chronili tyłów.
Przecięła demona na pół. Była coraz bliżej Mery. Serce dudniło jej w pierwsi jakby miało zaraz wyskoczyć. Szukała swoich przyjaciół wzrokiem lecz widziała tylko rozmazane postacie.
AGNES SKUP SIĘ.
Kolejny demon padł.  I tak co kilka chwil padały kolejne. Boski miecz Razjela dawał radę.
-Witaj siostrzyczko- usłyszała za sobą głos Mery.
Tak jak mówił Aleks. Świat stanął w miejscu. Została tylko one.  Mery i Agnes.
-Witaj Mery- warknęła.
Nakazała sobie spokój. Jeden fałszywy ruch i byłoby po niej.
-Jestem strasznie zawiedziona- wyciągnęła miecz, który lśnił magią demonów.
Świetnie ona też dostała miecz! No pięknie. Na Razjela.
-Niby czym?- spytała obserwując każdy jej ruch.
-Że nie zrobiłaś kaput!
-Mi nie jest przykro z tego powodu.
-A powinno bo zaraz cię zabije- zachichotała.
Mery rzuciła się na Agnes.
MAGNUS.
-Jak  za dobrych czasów- jego przyjaciel  próbował przekrzyczeć harmider.
-Powiedzmy!
-Jak przeżyjemy  to pobiegnę nago przez najbardziej ruchliwą ulice w Nowym Yorku.
-Co ty pierdzielisz?!- spytał Magnus, trzymając w ręce górze.
Kolejne demony padły u nóg czarodziei. Magnus Bane’a starał się pomagać każdemu kto akurat tej pomocy potrzebował. Nigdy się tak nie bał nawet za czasów Valentine i Sebastiana.
-Zawsze chciałem to zrobić ale nigdy nie miałem okazji!
AGNES.
Została przykuta to magicznej ściany. Próbowała odepchnąć miecz, który ciążył jej na obojczyku.
-Mówiłam ci wiele razy, że z tobą wygram. Nie widzisz? Moje wojska pokonają twoje. - przycisnęła miecz bliżej gardła Agnes.
Jęknęła z bólu. Mery była na wygranej pozycji. Nagle przypomniało sobie dziewczyna ze dostała kilka sztyletów. Gdyby tak…
 Puściła jedną ręką miecz Mery i skierowała ręce do kieszeni gdzie wyciągnęła sztylet. Mery uśmiechnęła się i przejechała mieczem po szyi Agnes. Krew z rany ciurkiem poleciała po koszulkę. Dziewczyna rzuciła sztyletem prosto w brzuch bliźniaczki. Zaskoczona upuściła swój miecz i opadła na kolona. Agnes dopadła się swoje anielskiego miecz i wybiła bez zastanowienia czubek w samo serce.
-To nie możliwe— szepnęła.
Bariera  roztrzaskała się na kawałki. Dziewczyna w ostatniej chwili zdążyła odbić się i podlecieć do góry. Ciało Mery upadło z  trzaskiem na ziemie.
Odszukała wzrokiem Stefana, który walczył z dwoma demonami naraz.  Wyciągnęła sztylety i rzuciła na jednego.  Demon z wrzaskiem opadł na ziemie. Zaskoczony drugi spojrzał na padniętego. Przez tą chwilę nie uwagi Stefan zabił drugie. Agnes podleciała i bez słowa objęła Stefana ,i zabrała go z pola walki. Zaskoczony patrzył na wszystko  z góry. Zrzuciła go na ziemie. Przez co opadł na plecy.
-Agnes co ty robisz?- szepnął.
-Nie ruszaj się. Chcę cie uratować- wbiła zakrwawiony miecz prosto w serce chłopaka.
Zdążył powiedzieć „Au”  zanim. Z rany zaczęła tryskać czarna jak smoła krew. Chłopak zaczął sie rzucać jak opętany. Wysunęła miecz i czekała na skutki. Czarna krew dotknęła trawy, która od razu spaliła. Nagle przestał sie szamotać. Wyciągnęła z jego spodni stele i narysowała iratze.
-Stefan- objęła jego twarz dłoni- Proszę  odezwij się.
Jego klatka zaczęła się lekko unosić i opadać. Otworzył jedną powiekę a potem drugą.
-Agnes- pocałowała go w usta.- Co.. się stało? Czemu czuje się taki letki?
Dziewczyna w wielkim skrócie opowiedziała co się wydarzyło gdy wszyscy myśleli, że jest martwa.
-Agnes, Stefan!- odwrócili się i zobaczyli biegnący do niech Gabriela, Aleksa i Izzy.
-Gdzie Simon?
-On nie żyje.
-Co?! To nie możliwie przecież bym to wyczuła- spojrzała na znak parabatai, który był wyblakły.
-Tak mi przykro- szepnął Stefan.
-Simon-szepnęła przez gorzkie łzy.

Nagle przed jej oczami ukazała się ciemność…

4 komentarze:

  1. Simon ;---;
    czemu go zabiłaś?!
    Stefan i Agnes ❤
    Parę błędów:p
    długi rozdział taki lubię xD
    Czekam na epilog :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem nie miałam kiedy sprawdzić :/
      Zabrałam się za pisanie o Laurze :)
      Epilog będzie niebawem xDDD

      Usuń
  2. Szkoda, że już kończysz to opowiadanie :(
    Agnes i Stefan, takie awwww ❤
    Czekam na koniec Twojego dzieła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To już konieć?! ;-;
    Czemu....
    Moje życie nie ma sensu ;/
    Przepraszałam za nie komentowanie ale jak czytałam i traciłam konkat z krzeczywiśtoscia xd

    OdpowiedzUsuń