Kochani muszę wam powiedzieć, ze to jest przed ostatni rozdział. Mam nadzieje, że skomentujecie go jak należy :P xD
=====================================
Czy ja umarłam?
Takie
pytanie nawiedziło Agnes gdy otworzyła oczy i ujrzała biały pokój. Leżała na brzuchu, obróciła się na plecy i
wstała. Miała dalej czarną sukienkę, która była lepka od krwi.
Czyja to krew?
Gdzie ja jestem do cholery?
Obróciła się
wokół osi. Ruszyła na północ, miała
nadzieje, że dotrze do drzwi lub jakieś ściany.
Raz szła, raz biegła. A nieskończoność śmiało się z niej. Prychnęła wkurzona i
usiadła. Próbowała sobie przypomnieć zdarzenia z minionego wieczora. Nie
wiedziała, czy jest kolejny dzień bądź tydzień. Chciała krzyknąć lecz z jej ust wychodziło
żadne słowo.
Ja chyba umarłam. No pięknie.
***
Stefan przytulał martwe ciało dziewczyny do siebie. Nie
docierało do niego, że Agnes umarła. To
nie może być prawda!- krzyczał do
siebie.
-Stefan musi jej zabrać ciało. Ciszy Bracia muszą ją
pochować- szepnął Gabriel.
-Nie możecie zabrać jej ciało. Została przelana krew więc ona
leży do Nas- powiedziała dumnie królowa.
-Nie może pani!- warknął Simon.
-Jedno z was musi zostać jeśli chcecie zabrać ją- wskazała na
Agnes- Ale nie wiem po co wam to. Ona i tak już nie żyje. Jest martwa i zimna.
-Ale..- zaczęła Izzy.
-Lepiej stąd idźcie bo moja straż zrobi z was porządek.
-Królowa ja zostanę- wyszła z cienia Nora.
Czuja się winna. Zabiła niewinną dziewczyną. Simon ją
nienawidził nie miała już nikogo. Zerknęła na Simona mając nadzieje, że
sprzeciwi się temu lecz ten patrzył na Stefana ze smutkiem.
-Straże brać ją- machnęła ręką- A wy. Jesteście wolni.
***
Instytut zbliżał się do nich za szybko. Stefan szedł z tyłu
patrząc jak Simon niesie. Gabriel przytulał
Izzy szepcząc coś jej do ucha. Ona jedynie kiwała głową i wycierała łzy. Straciła
jedyną przyjaciółkę. Kopnął kamyk, który przeleciał przez całą ulicę prosto w
śmietnik.
-Stefan?
-Co?- burknął, nie miał żadnej ochoty z nikim rozmawiać.
-Powiesz wszystko tacie i mamie?
-Dobra. Simon.
-Słucham?- spytał nie odwracając się.
-Zanieś ją do pokoju- z ledwością wypowiedział te słowa-
Spakuj od razu jej rzeczy.
-Po co?- spytał zaskoczony.
-Po śmierci każdego nocny łowcy-zaczął tłumaczyć Gabriel-
pakuje się i pali ubrania aby rodzina zmarłego mogła szybciej zapomnieć o bliskim.
-To straszne.- powiedział po dłuższej chwili.
-Trochę- stwierdziła Izzy.
Stefan wyprzedził wszystkich bo miał dosyć tej rozmowy.
Skierował się od gabinetu ojca i bez pukania wszedł do pokoju. Ojciec jak
zwykle przeglądał papiery i wraz ze swoją nową narzeczoną. Już za dwa tygodnie miała
mieć wstąpienie i nałożenie run miłości. Chłopak pozazdrościł ojcu. Znalazł miłość
swojego życia, a on? Został sam. Nie udało mu się uratować kogoś na kim mu
zależało.
Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym.
Teraz
zrozumiał ten cytat aż za bardzo.
Miłość go
zniszczyła.
-Dobrze, że
jesteś. Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość.
-Ojcze…
-Agnes…
-Ojcze…
-Nie jestem
twoją siostrą. W wolnym czasie
poszperałem ze swojej młodości to był tylko przypadek i termin Simona o
wstąpienie został przeniesiony na jutro.
-Ojcze…
-Tak?-
spytał wesoły.
-Agnes… nie
żyje.
-Co?!-
poderwała się Sophie.
Stefan opowiedział
co się wydarzyło . Zaszkliły się mu oczy gdy opowiedziana przez niego historia
dobiegała końca.
-Zaraz..
zawiadomię cichy braci. Idź się przebrać, wykąpać. Pogrzeb będzie dzisiaj nie
warto zwlekać.- westchnął i przeczesał włosy.
Sophie
podeszła do syna i przytuliła go. Pozwalając mu się wypłakać. Zdała sobie
sprawę jaki ból czuł chłopak sama raz straciła kogoś bliskiego. Głaskała go po
plecach szepcząc kłamstwa. Wszystko
będzie dobrze… Zapomnisz… To mi nie.
***
Leżała na
plecach i patrzyła w białą przestrzeń, która nie miała końca.
Nie mogę tak bez czynnie siedzieć.
-No właśnie
nie możesz- poderwała się gwałtownie szukając nadawcy.
-Alex?-
zdołała wypowiedzieć.
-We własnej
osobie- stanął przed nią normalny chłopak.
Alex był
średniej wielkości. Posiadał brązowe
włosy i oczy, która troskliwie na nią patrzyły. Ubrany w białe spodnie i
koszulkę. Niczego nie rozumiała. Nigdy nie widziała Alexa w żywej postaci.
-Zaskoczona?-
kiwnęła głową nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa.- Za nim pogadamy zmieni ci
ubrania- strzelił palcami.
Czarna obcisła
sukienka zmieniła się w śnieżnobiałą koszule i spodnie. Szpilki Izzy zmieniły
się wygodne trampki. Kiwnęła w podziękowaniu.
-To na samym
początku zadam ci pytanie. Jak ci się podobam?
-Wyglądasz…
-Nieziemsko?
-Jak
chcesz.- wzruszyła ramionami.
-A gdzie
moje maniery!- znów strzelił palcami.
Przed nimi
pojawiła się kanapa i stolik. Chłopak usiadł i poklepał miejsce obok siebie.
Niechętnie usiadła koło niego.
-To gdzie ja
jestem?- spytała.
-A to dobre
pytanie.
***
STEFAN
Stefan
skierował się do pokoju. Wziął czyste
ubrania skierował do łazienki. Ściągnął brudne ubrania i wrzucił do kosza. Odkręcił
korek puszczając gorącą wodę. Przyziemnemu woda mogła uszkodzić skórę do 3
stopnia lecz chłopakowi to nie przeszkadzało. Cieszył
się z tego, że czuł ból. Wiedział
chociaż, że po części żyje. Tyle jego.
Wyszorował się porządnie chcą zmyć z siebie dzisiejszy dzień. Westchnął.
Zakręcił korek i sięgnął po ręcznik, który
leżał na półce. Wytarł staranie ciało, nie będąc przy tym delikatnym. Ubrał białe ubrania i skierował
się do salonu .
ISABELLA
Wygoniła
Simona i Gabriela. Zajęła się przyjaciółką. Ściągnęła jej zakrwawioną sukienkę,
którą wrzuciła do kosza. Zauważyła, że
rana zadana przez Mery była zamknięta. Jakby nikt dziewczyny nie ruszył. Zaskoczona
Izzy zakryła dłonią usta. Lecz szybko się opamiętała. Podniosła ciało
dziewczyny i skierowała do łazienki gdzie ją umyła i przebrała w białe rzeczy.
Ubraną i wykąpaną dziewczynę ułożyła na łóżku. Przykryła kocem jakby wyglądało,
że zasnęła… na zawsze.
Dalej nie
mogła zrozumieć czemu rana, która zadała Mery nie była na klatce
przyjaciółki. Wzruszyła leniwie
ramionami i skierowała się do pokoju do przygotowania się do pogrzebu.
GABRIEL
Wszedł do
pokoju i od razu skierował się półki
gdzie leżała szkatułka z narkotykiem. Wyciągnął łyżeczkę i nabrał narkotyku i wsypał.
Zawsze miał przygotowaną szklankę nigdy nie było wiadomo kiedy będzie
potrzebował fin ein. Mieszał aż woda zmieniła
się na kolor fioletowy. Wypił napój dwoma łykami. Wytarł dłonią usta i
skierował się do łazienki. Musiał się przygotować do pogrzebu. Za nim pójdzie do łazienki chciał zajść do
parabatai zapytać jak się czuje lecz nie musiał.
AGNES
-Nie
rozumiem- spojrzała w brązowe oczy Alexa i ujrzała Stefana, zamrugała
kilkakrotnie dopóki obraz chłopaka nie zniknął z oczu Anioła stróża.
-Ja też.
-Ale ty
pomocny.
-Żartowałem.
Jesteśmy w twojej głowie.
-Fajnie chcę
się wydostać i wrócić do świata żywych.
-To nie
takie proste. Najpierw musze ci wszystko wytłumaczyć a potem będziesz walczyć.
-Walczyć?-
spytała z przerażeniem.
-Agnes-
spojrzał na nią poważnie- Ten dzień już nadszedł. Jutro wojska Mery ruszą na
Alicante.
-Ale nocni
łowcy nie dadzą sobie rady sami!
-Wiem! Jak
myślisz co robiłem przez te wszystkie dni gdy się nie odzywałem?
-Werbowałeś
każdego przyziemnego?
-Brawo. 10
punktów dla Agnes.
-Udało ci
się?
-Tak z
pomocą czarowników przenosimy każdego wilkołaka, wampira, faire i inne
stworzenia na pola Alicante.
-A konsul
wie?
-Tak
musiałem mu powiedzieć. Jak myślisz to nie było podejrzane, że podziemny nagle
stanęli na polach Idrysu?
-A dzieci?
Przecież nie mogą walczyć!
-Wszystkie
dzieci i osoby starsze, które nie mogą walczyć zostaną zaraz przeniesione do wszystkich
instytutów.
-Wszystko
zapięte na ostatni guzik.- kiwnął radośnie głową.
-A starczy
broni?!
-Agnes
spokojnie. Żelazne siostry i czarownice pracują dzień i noc aby wyrabiać miecze
dla nocnych łowców i przyziemnych.
-Alex ja
muszę walczyć!
-I będziesz!
Zrozum to, że gdy się obudzisz ja będę już zwykłym chłopakiem a ty anielicą.
Mogę dalej cie chronić ale nie będzie to skuteczne jak wcześniej.
-A..jak ją
mam zabić?
***
WŁAŚCICIEL
INSTYTUTU.
Ciszy Bracia
weszli na korytarz. Po Hausie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Z cichymi braćmi miał złe wspomnienia.
Gdzie jest dziewczyna?
-Eliaszu
zaprowadzę was- kiwnęli głowami i ruszyli za właścicielem instytutu .
Gdy byli
przed drzwiami dziewczyny ściągnęli kaptury. Właściciel przemknął głośno
ślinę. Widok zaszytych ust i oczu był
okropny.
Proszę nas zostawić samych. Musimy
narysować na ciele runy, który zwykły nocny łowca nie powinien widzieć.
-Dobrze- odsunął się robiąc miejsce dla 4 cichych braci.
Weszli
zostawiając samego Kacpra, który bił się
ze swoimi myślami.
ISABELLA
Ubrana w długa,
białą suknie powędrowała do salonu gdzie zastała wszystkich. Stefana patrzący w
jakiś punkt głaszcząc kota, który wskoczył mu na kolana. Simona leżącego z
kotem na karku. Gabriela, który bawił się z dwójką kociaków. Uniosły się jej kąciku
ust. Podeszła do chłopaka i usiadła zabierając po drodze parę kociaków. Swoją
małą wojnę rozpoczęli na ubraniach nocnych łowców. Westchnęła. Oparła się o
Gabriela, który objął w talii. Spojrzała smutno na Stefana i Simona. Stracili
osobę, która była dla nich bardzo ważna. Simon przyjaciółkę. Stefan siostrę.
-Muszę wam
coś powiedzieć- przerwał ciszę Stefan.
-Słuchamy-
powiedziała parabatai.
-Agnes nie
była moją siostrą zaszła pomyłka.
Izzy wytrzeszczyła
oczy. Powinna skakać z radości z tej nowiny, która zmieniła całe życie brata
ale był mały problem.
CISZY BRACIA
Stanęli
przed łóżkiem dziewczyny, która wyglądała jakby spała.
Matanie.
Wyciągnął
stele i skierował swoją dłoń na ramie dziewczyny lecz jakaś siła go odepchnęła
przez co Matan uderzył głową o szafę, kaptur spadł mu na głowę zakrywając twarz
rannego.
Eliaszu co to może być?- spytał Ranell.
Wydaje mi się, że dziewczyna nie
umarła tylko czeka.
Więc co robimy Eliaszu…?
Zabierzcie Matana do powozu ja
odpowiem na pytania właściciela.
Ranell i
Zachariasz zabrali Matana z pokoju dziewczyny do powozu. Eliasz przyjrzał się z
bliska dziewczynie. Nagle Agnes złapała gwałtownie powietrzne i uniosła
powieki. Widząc cichego brata wydała z siebie przeraźliwy krzyk.
AGNES
-Wszystko w
swoim czasie.
-Aleksie nie
męcz już dziewczyny- przed nimi pojawił się anioł Razjel.
Agnes wiele
razy widziała obrazy Razjela ale żaden nie uchwycił piękno anioła. Miał delikatne rysi, kręcone włosy i duże
potężne skrzydła.
-Wybacz
Razjelu- ukłonił się Aleks.
-Witaj
Agnes- mogła tylko kiwnąć głową- Anioły od dłuższego czasu chciały cie spotkać.
-Ale my tu
jesteśmy sami.
-Mylisz się-
uśmiechnął się- Oni tu są ale ty ich nie widzisz.
-Aha.-
wydusiła.
- Znasz
swoją misje Agnes?
-Mam zabić
Mery.
-To nie do
końca twój cel.
-A coś jest
jeszcze?
-Naturalnie.
Masz uratować pewnego chłopaka.
-Jak on się
zwie Razjelu?
-Stefan Haus
znasz go bardzo dobrze-zaczerwieniła się.
-Jak go mam
uratować Razjelu?
-Pragnę abyś
przebiła serce siostry tym mieczem- podał dziewczynę miecz, który wydawał się
jej ciężki lecz okazał się letki jak piórko- I krwią siostry na mieczu przebiła
serce chłopaka, które wypali truciznę.
-Razjelu
czemu zależy ci na uratowaniu zwykłego chłopaka?- Dziewczyna była szczęśliwa bo
mogła uratować swojego ukochanego.
-W chłopcu
płynie anielska krew tłumiona przez demona, jeśli wypali się trucizna płynąca w
Stefanie, demon zginie raz na zawsze.
Agnes
spojrzała na miecz, który trzymała w dłoniach. Nagle na ostrzu pojawiły się
słowa.
Bardzo łatwo jest
stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze
-Nie
rozumiem- powiedziała.
-Już wkrótce
zrozumiesz- powiedział smutno.
Poczuła ostry
ból w klatce piersiowej. Straciła równowagę i uderzyła tyłem głowy o posadzce.
***
STEFAN
Usłyszał przeraźliwy
krzyk. Bez zastanowienia rzucił kota i pobiegł do pokoju Agnes. Odepchnął
cichego brata i złapał dziewczynę za ramiona, która cały czas krzyczała.
-Agnes
spokojnie to ja!- złapała oddech i spojrzała na Stefana.
Ciężar spad
mu z serca. Miał ochotę ją pocałować,
przytulić i ukryć przed światem, którą ją skrzywdził.
-Stefan..-
przytuliła się do niego.
Wdychała
zapach, który prawie został przez nią zapomniany.
-Agnes ty
żyjesz…- szepnął i pocałował ją we włosy – Ty żyjesz ty naprawdę żyjesz.
-Stefan boże
ja cię kocham- wydusiła w końcu.
-To dobrze,
bo nie jesteśmy rodzeństwem- odsunęła się od niego.
-Naprawdę!
Właśnie dowiedziałem- uśmiechnęła się szeroko.
Stefan
przyciąga do siebie Agnes. Ich usta spotykają się i rozpoczynają namiętną
chwilę.
-Przepraszam,
że wam przeszkadzam ale też chcę się przywitać- odsunęli się od siebie
niechętnie.
-Izzy,
Gabriel- przytuliła do siebie przyjaciółkę, przybiła piątkę z Gabriel.
-Gdzie
Simon?- spytała szukając wzrokiem chłopaka.
-Był w
salonie…
-Tu jestem-
do pokoju wszedł nieszczęśliwy Simon.
-Cześć.
-Cześć .
Możemy porozmawiać na osobności?
-Oczywiście-
spojrzała na niego zaskoczona.
-Stefan,
Gabriel chodźmy powiedzieć rodzicom.
-Dobra-
trójka wyszła z pokoju.
-Co się
stało?
-Chciałem ci
przeprosić. Za pocałunek, Norę i w ogóle.
-Simon nic
ci się nie stało. Ale wybacz nie mogę cie kochać bo moje serce należy do kogoś
innego.
-Wiem-
odpowiedział smutno- Nie mógłbym być dziewczyną, która cały czas narzeka.
-No wiesz
co- wybuchnęła śmiechem.
-Zostaniesz
moim parabatai? Kurde nie ma jeszcze znaków.
-Jasne-
uśmiechnęła się.-Ale najpierw nałożę ci znaki.
Podał jej
stele. Chwyciła ją pewnie . Simon ściągnął koszulkę. Czubkiem steli narysowała podstawowe znaki
każdego nocnego łowcy. A końcu na piersi po prawej stronie runę parabatai.
Zamrugał kilkakrotnie.
-Co się
stało? – spytała zaniepokojona.
-Nie nic.
Chyba. Daj mi stele-oddała mu narzędzie i wskazała gdzie rysować. Na ramieniu
bo akurat było miejsce na jaki kol wiek znak . Kiwnęła głową. Schował stele i ubrał koszulkę.
Kurde ale ze mnie idiotka on nie ma w
sobie krwi anioła mógł umrzeć. Ale jego mama była nocnym łowcą wiem miał krew
anioła. Uf… Agnes myśl czasem do cholery
jasnej!
Do pokoju
wbiegła Izzy.
-Musimy
natychmiast opuścić instytut Idrys jest atakowany.
Zerwali się
gwałtownie, Agnes obróciła się i zabrała z łóżka miecz, która dostała od
Razjela.
W salonie
było dużo dzieci od 2-15 lat.
-Agnes
dobrze, że jesteś- przytuliła mnie Sophie.-Nie możemy ich ogarnąć.
-Słuchajcie
mnie wszyscy!- wrzasnęła , wszystkie oczy
skierowały się na mnie.- Każdy kto nie ma 18 lat idzie teraz z Izzy- pokazała
ręką na przyjaciółkę- Zaprowadzi was do pokoi. Macie nie wychodzić z instytutu
dopóki ktoś z nas przyjdzie albo jakiś rodzić. Rozumiecie?- kiwnęli głową.
Izzy
machnęła ręką. Ponad 200 dzieciaków
ruszyło na brunetką.
-Agnes
witam- przed nią pojawił się Magnus.
-Witaj
Magnusie. Dużo tych dzieci.
-Będzie
coraz więcej- spojrzał na tłum dzieci, które powoli wychodziły z Sali.
-Wiadomo
ile?
-Nie wiadomo. Każde każdy młody nocny łowca do
wieku 18 został przysłany do najbliższego instytutu. Tutaj jest to część. Razem z Ragnorem
musieliśmy powiększać pokoje i dostawiać łóżka.
-Agnes
podejdź tu- machnął ręką Haus.
Ścisnęła
mocniej miecz i skierowała się do właściciela. Koło niego stali mieszkańcy
domu.
-Skąd masz
ten miecz?
-Dostałam od…
-Agnes!-
odwróciła się i zobaczyła Aleksa, która
wybiegł do salonu.
-Aleks!
Gdzie byłeś ty tępy baranie?!
-Właśnie
zostałem zrzucony przez Razjela na koniec Brooklynu, taki jego żarcik. I tak
mnie witasz.
-Sorry.
-Kto jest?-
warknął wkurzony Stefan.
-Alex mój
anioł stróż w człowieczej postaci.
-Teraz nie
mamy czasu na pogaduchy. Magnus kiedy portal będzie otwarty?
-Teraz-
puścił oczko właścicielowi.
-Już jestem-
dobiegła do nich Izzy- Marek, Darek i Jarek będą przyprowadzali dzieciaków gdy
przyjdą do instytutu.
-Dobra
wchodzimy! Prędko! Magnus? Idziesz z nami?- kiwnął głową.
Stefan
złapał za rękę Agnes i wbiegli do portalu a za nim Alex oraz Magnus.
Alicante
zmieniła się od pobytu Agnes. Wszędzie biegali nocni łowcy, którzy podawali
broń przyziemny. Matko prowadziły dzieci do portalu. A nastolatki, które uparły
się szły na bitwę. Cieszyła się z dużego
światła, które dawały lampy w stolicy.
Po doradzę rysowali
sobie runy wszyscy oprócz Magnusa i Agnes.
-Ładny
mieczyk- powiedział Magnus gdy zbliżali się do pól Idrysu.
-Dziękuje.
Dostałam od…
-Agnes!-
zawołał ją Stefan
-Do jasnej
cholery- warknęła.
-Masz- podał
jej kilka sztyletów.
-Agnes!
Jeśli raz ktoś powie moje imię to go
zabije!.
-Słucham?-
warknęła.
-Rozwiń
skrzydła i zobacz co się dzieje na górze.
-Jak niby?
-Pomyśl.
Zamknęła
oczy. Chcę skrzydła. Chcę skrzydła. Chcę
skrzydła. Otworzyła oczy i ujrzała za sobą parę skrzydeł. Machnęła nimi.
Uśmiechnęła się. Alex kiwnął górę. Poderwała się i pięła się coraz bliżej.
-Co
widzisz?- spytała Gabriel.
-Przyziemni
się zbierają. Jest ich coraz więcej.
Bardzo
dobrze widziała jak dzieci księżyca z człowieka zmienią się w wilka. Wampiry
wysuwają kły. Faire zasiadają na konie wraz z nocnymi łowcami.
-Agnes gdy zobaczysz
Mery. Nie atakuj od razu tylko poczekaj aż część demonów zginie. Gdy będzie
blisko siebie utworzy się krąg. Jeden na jeden. Masz tylko jedno podejście.
-Wiem-
podleciała do Stefana.
-Kocham cie
mój aniołku.
- Kocham mój
diabełku- parsknął.
-Uważaj na
siebie.
-A ty się
nie daj zabić bo ja cię zabije.
-Pędem!
Znajdzie jakie wolne konie!
-Panie
Hausie na wilkołakach można jechać chociaż przez chwilę. Będą mogli nocny łowcy
zrównać się z wampirami i faire…!- krzyknęła
Agnes gdy była na górze.
-Dobra!
Powiem to konsulowi.
Agnes wzrokiem objęła całe pole. Demony
zaczęły się gromadzić z jednej strony. Próbowała odnaleźć swoją złą bliźniaczkę
gdy ją zobaczyła. Miała na sobie czarne ubrania, które koloryzowały się z
skrzydłami. Uśmiechnęła się. Machnęła
ręką zachęcająco. Walkę czas zacząć.
Demon
ruszyły na przyziemnych i Nelfin. Uniosła miecz i zaczęła atakować latające
demony. Zorientowała się, że czarownicy tacy jak Magnus lub Ragnor stali z tyłu
trzymając uniesione dłonie. Wampiry i wilkołaki wystartowali pierwsi (bo
byli najszybsi). Faire, które było na koniach wraz z nocnymi łowcami
wystartowała jako drugie. A ci nelfinie, który byli pieszo biegli jako ostatni.
Chronili tyłów.
Przecięła
demona na pół. Była coraz bliżej Mery. Serce dudniło jej w pierwsi jakby miało
zaraz wyskoczyć. Szukała swoich przyjaciół wzrokiem lecz widziała tylko rozmazane
postacie.
AGNES SKUP SIĘ.
Kolejny
demon padł. I tak co kilka chwil padały
kolejne. Boski miecz Razjela dawał radę.
-Witaj
siostrzyczko- usłyszała za sobą głos Mery.
Tak jak
mówił Aleks. Świat stanął w miejscu. Została tylko one. Mery i Agnes.
-Witaj Mery-
warknęła.
Nakazała
sobie spokój. Jeden fałszywy ruch i byłoby po niej.
-Jestem
strasznie zawiedziona- wyciągnęła miecz, który lśnił magią demonów.
Świetnie ona też dostała miecz! No
pięknie. Na Razjela.
-Niby czym?-
spytała obserwując każdy jej ruch.
-Że nie
zrobiłaś kaput!
-Mi nie jest
przykro z tego powodu.
-A powinno
bo zaraz cię zabije- zachichotała.
Mery rzuciła
się na Agnes.
MAGNUS.
-Jak za dobrych czasów- jego przyjaciel próbował przekrzyczeć harmider.
-Powiedzmy!
-Jak
przeżyjemy to pobiegnę nago przez
najbardziej ruchliwą ulice w Nowym Yorku.
-Co ty
pierdzielisz?!- spytał Magnus, trzymając w ręce górze.
Kolejne demony
padły u nóg czarodziei. Magnus Bane’a starał się pomagać każdemu kto akurat tej
pomocy potrzebował. Nigdy się tak nie bał nawet za czasów Valentine i
Sebastiana.
-Zawsze
chciałem to zrobić ale nigdy nie miałem okazji!
AGNES.
Została
przykuta to magicznej ściany. Próbowała odepchnąć miecz, który ciążył jej na
obojczyku.
-Mówiłam ci
wiele razy, że z tobą wygram. Nie widzisz? Moje wojska pokonają twoje. -
przycisnęła miecz bliżej gardła Agnes.
Jęknęła z
bólu. Mery była na wygranej pozycji. Nagle przypomniało sobie dziewczyna ze
dostała kilka sztyletów. Gdyby tak…
Puściła jedną ręką miecz Mery i skierowała ręce
do kieszeni gdzie wyciągnęła sztylet. Mery uśmiechnęła się i przejechała
mieczem po szyi Agnes. Krew z rany ciurkiem poleciała po koszulkę. Dziewczyna
rzuciła sztyletem prosto w brzuch bliźniaczki. Zaskoczona upuściła swój miecz i
opadła na kolona. Agnes dopadła się swoje anielskiego miecz i wybiła bez
zastanowienia czubek w samo serce.
-To nie
możliwe— szepnęła.
Bariera roztrzaskała się na kawałki. Dziewczyna w
ostatniej chwili zdążyła odbić się i podlecieć do góry. Ciało Mery upadło
z trzaskiem na ziemie.
Odszukała
wzrokiem Stefana, który walczył z dwoma demonami naraz. Wyciągnęła sztylety i rzuciła na jednego. Demon z wrzaskiem opadł na ziemie. Zaskoczony
drugi spojrzał na padniętego. Przez tą chwilę nie uwagi Stefan zabił drugie.
Agnes podleciała i bez słowa objęła Stefana ,i zabrała go z pola walki.
Zaskoczony patrzył na wszystko z góry. Zrzuciła
go na ziemie. Przez co opadł na plecy.
-Agnes co ty
robisz?- szepnął.
-Nie ruszaj się.
Chcę cie uratować- wbiła zakrwawiony miecz prosto w serce chłopaka.
Zdążył powiedzieć
„Au” zanim. Z rany zaczęła tryskać
czarna jak smoła krew. Chłopak zaczął sie rzucać jak opętany. Wysunęła miecz i
czekała na skutki. Czarna krew dotknęła trawy, która od razu spaliła. Nagle przestał
sie szamotać. Wyciągnęła z jego spodni stele i narysowała iratze.
-Stefan-
objęła jego twarz dłoni- Proszę odezwij się.
Jego klatka zaczęła
się lekko unosić i opadać. Otworzył jedną powiekę a potem drugą.
-Agnes-
pocałowała go w usta.- Co.. się stało? Czemu czuje się taki letki?
Dziewczyna w
wielkim skrócie opowiedziała co się wydarzyło gdy wszyscy myśleli, że jest
martwa.
-Agnes,
Stefan!- odwrócili się i zobaczyli biegnący do niech Gabriela, Aleksa i Izzy.
-Gdzie
Simon?
-On nie
żyje.
-Co?! To nie
możliwie przecież bym to wyczuła- spojrzała na znak parabatai, który był
wyblakły.
-Tak mi
przykro- szepnął Stefan.
-Simon-szepnęła
przez gorzkie łzy.
Nagle przed
jej oczami ukazała się ciemność…